środa, 16 października 2013

"Trafny wybór" - J.K. Rowling

Tytuł: Trafny wybór
Autor: J.K. Rowling
Wydawnictwo: Znak
Miejsce i rok wydania: Kraków 2012
Liczba stron: 505
Moja ocena: 7/10

Jestem „potteromaniaczką”. Przyznaje się do tego bez bicia i wstydu. Seria o młodym czarodzieju, którą napisała pani Rowling stała się wręcz symbolem kultu na całym świecie i zawładnęła sercami milionów czytelników. Jako jedna z tych milionów planowałam kupić sobie jej najnowszą książkę określaną jako „drugi debiut”. Jednak po przeczytaniu opisu z tyłu książki jakoś zniechęciłam się. „Trafny wybór” jednak dopadł mnie jako prezent wielkanocny. Co chwila odkładałam ją na później aż w końcu usiadłam przy niej gdy dopadła mnie większa choroba J

W „Trafnym wyborze” znajdziemy stereotypowych przedstawicieli różnych warstw społeczeństwa.  Każda z postaci w książce jest bardzo dobrze wykreowana i posiada szczególne cechy. Znajdziemy tu ludzi bogatych i biednych, pochodzących z dobrych lub patologicznych rodzin, obejmujących ważne stanowiska i bezrobotnych. Czytając powieść widzimy wszystkie relacje i zależności pomiędzy danymi osobami, które nadają całej fabule smaku. Ludzie mieszkający w małym miasteczku Pagford stają w obliczu niespodziewanej tragedii: śmierci bardzo dobrze wszystkim znanego Barrego Fairbrothera. Sposób w jaki reagują jest momentami zdumiewający. Dla niektórych jest to wielka strata, dla innych idealny temat do plotek i pochwalenia się znajomością nowych informacji, a dla jeszcze innych wręcz powód do radości.

Widzimy więc, że fabułka „Trafnego wyboru” porusza bardzo ważny tematy. Rodziny przedstawione w książce należą do różnych grup społecznych i środowisk, a każda z nich jest przykładem opisującym problemy z którym borykają się przeróżni ludzie na całym świecie. Wszyscy oni umieszczeni są w małym, na pozór spokojnym miasteczku Pagford, które wydaje się jakby oddzielone od całej reszty świata. W książce bez litości pokazane są prawdziwe problemy zwykłych ludzi. Pani Rowling w bardzo dosadny sposób wytyka ludziom ich błędy pokazując do czego czasem może to doprowadzić. Rodzice nie poświęcający dostatecznej uwagi swoim dzieciom i dzieci będące czasami bardziej dorosłe od swoich rodziców – to wszystko może wywołać katastrofę.


„Drugi debiut” pani Rowling spodobał mi się, jednak książka była momentami dla mnie zbyt wulgarna, możliwe że słusznie – w końcu ma szokować, ale nie przypadło mi to do gustu. Pomimo bardzo ciekawej i rozwiniętej fabuły z wieloma różnymi wątkami pobocznymi nie wciągnęłam się w nią bez pamięci. Powieść czytało się dobrze, ale nie powaliła mnie na kolana z tąd taka a nie inna ocena. Mimo wszystko podziwiam autorkę, która wykazała się pasją pisząc kolejną książka pomimo, że po napisaniu „Harrego Pottera” mogłaby spokojnie przejść na emeryturę i odwagą wybierając zupełnie inny gatunek literacki niż ten, któremu z takim oddaniem poświęciła się wcześniej.

wtorek, 13 sierpnia 2013

"Katarzyna Wielka. Gra o władzę" - Ewa Stachniak

Katarzyna Wielka. Gra o władzęTytuł: Katarzyna Wielka. Gra o władzę
Autor: Ewa Stachniak
Wydawnictwo: Znak
Miejsce i rok wydania: Kraków 2012
Liczba stron: 512
Moja ocena: 10/10

Caryca Katarzyna II była niesamowicie silną kobietą, która wyraziście zapisała się na kartach historii nie tylko Rosji, ale całej Europy. Rządziła surową ręką potrafiąc zapanować nad wszystkim co wokół niej się dzieje. Książka pani Stachniak pokazuje nam pałacową grę w której nic nie jest jasne. Jednego dnia można znajdować się w gronie najważniejszych osób na dworze, a następnego zostać zamkniętym w lochach lub wygnanym z kraju.

Książka jest według mnie bardzo ciekawa i wciągająca. Główną bohaterką nie jest sama Katarzyna, ale Warwara Nikołajewna – Polka, która jako dziecko przybyła do Rosji wraz z rodzicami. Historia opisuje losy dziewczyny która przez serię niefortunnych wypadków wylądowała w nieprzyjaznym carskim pałacu. Aby przetrwać musiała nauczyć się słyszeć tego czego inni nie słyszą i nie ufać nikomu. Jej oczyma opowiedziana jest historia kilkunastoletniej Zofii, która jako pruska księżniczka przybyła do pałacu zimowego i która zaczęła zmieniać się w prawdziwą rosyjską caryce. „Katarzyna Wielka” nie jest książką opisującą sucho wydarzenia historyczne ważne dla losów całej Europy, ale przestawia intrygującą historię naszpikowaną różnymi wątkami, również osobistymi. Świetnie zobrazowane jest tutaj to „królewskie życie”, które tylko wydaje się kolorowe a w rzeczywistości jest nieustającą wojną. Wszystkie problemy bohaterów wydarzenie, które mają miejsce w ich życiu oraz podejście do tego zarówno otoczenia, jak i ich samych daje bardzo dużo myślenia.

„Katarzyna Wielka” stała na mojej półce nieczytana dosyć długo. Za każdym razem kiedy chciałam po nią sięgnąć znajdowało się coś innego. Ale w końcu się doczekała. Połknęłam ją – bo inaczej tego nie nazwę, bardzo szybko. Przesiadywałam do późnych godzin nocnych, nieświadoma która godzina, żeby przeczytać „jeszcze jedną stronę”. Polecam przede wszystkim osobom lubiącym historię, ale także innym czytelnikom, którzy szukają dobrej pozycji.  Bardzo cieszy mnie fakt, że pani Stachniak pracuje nad kontynuacją tej powieści. A jej inna książka historyczna – „Ogród Afrodyty” trafia na listę moich książek do przeczytania.


Recenzja bierze udział w wyzwaniu – „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!”

wtorek, 6 sierpnia 2013

Podziękowania :)

 Chciałam bardzo podziękować Agacie P. , która na swoim blogu wylosowała mnie w urodzinowym konkursie. Pani z poczty właśnie przyniosła przesyłkę. Książka "Zapłatą będzie śmierć" leży na moim stosiku do przeczytania :)

Jeszcze raz serdecznie dziękuje i zapraszam na bloga Agaty P. http://ksiazkiagaty.blogspot.com/
__________________________________________

Jeszcze dziś lub jutro postaram się zamieścić kolejną recenzję. Będzie "Katarzyna Wielka. Gra o władzę" Ewy Stachniak :)

piątek, 26 lipca 2013

"Wroniec" - Jacek Dukaj

Tytuł: Wroniec
Autor: Jacek Dukaj
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Miejsce i rok wydania: Kraków 2009
Liczba stron: 248
Moja ocena: 8/10

Nazwisko Jacka Dukaja jest mi znana od dłuższego czasu, jednak pomimo chęci nie udawało mi się dorwać do żadnej z jego powieści. „Wroniec” wpadł mi w oko kiedy siedziałam u koleżanki czekając, aż się zbierze do wyjścia. Na łóżku jej siostry leżała „jakaś tam książka”, którą z braku zajęcia zaczęłam przeglądać. Już wtedy zainteresowała mnie tematyka i nie długo później wypożyczona książka leżała na moim stosiku do przeczytania.

„Wroniec” jest baśnią przedstawiającą smutny i groźny świat PRL-u, która rozgrywa się pewnej zimnej, grudniowej nocy w 1981 r. Bohaterem jest mały Adaś, któremu w tą straszną noc Wroniec porywa tatusia. Chłopiec postanawia odnaleźć swojego tatę co w świecie „Milipantów”, „Agentów Podwójnych”, „Szpiclów” i „Bubeków” wcale nie jest takie proste. Adaś zagłębia się coraz bardziej w szary, brzydki świat przy czym pakuje się w coraz to nowsze tarapaty.

Książka pisana jest w stylu bajki typowej dla dzieci. Podobnie jest z oprawą wizualną książki – duże litery, ozdabiane strony i kolorowe, interesujące ilustracje autorstwa Jakuba Jabłońskiego. Polska PRL-u przedstawiona oczyma dziecka wydaje się być całkowicie zmyślona, fantastyczna. A jednak są to autentyczne rzeczy, które miały miejsce. Zostały one jedynie ukazane w innej formie.

Pomysł na fabułę wydaje się być prosty, wręcz banalny, ale ta nietypowa forma powieści która, muszę przyzna - momentami mnie drażniła sprawia, że książka zdecydowanie się wyróżnia. Przedstawienie komunistycznej codzienności z perspektywy dziecka działają na czytelnika w niesamowity sposób. Zawarte tutaj plastyczne opisy pozwalają nam wyobrazić sobie uczucia Adasia i jednocześnie w obrazowy sposób przedstawiają jak wyglądało życie w tamtych czasach.  Jest to według mnie bardzo dobra książka zarówno dla młodzieży jak i dorosłych. Myślę, że bardzo spodoba się wszystkim zainteresowanym tym tematem.


Recenzja bierze udział w wyzwaniu – „Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!”


piątek, 19 lipca 2013

"Gorsze światy" - Cezary Michalski

Gorsze światy - Cezary MichalskiTytuł: Gorsze światy
Autor: Cezary Michalski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce i rok wydania: Lublin 2006
Liczba stron: 206
Moja ocena: 2/10

Nie ukrywam, że bardzo lubię książki z wydawnictwa „Fabryka słów”. Do tej pory wszystkie, które przeczytałam bardzo przypadły mi do gustu. Uwielbiam fantastykę i zdecydowanie odpowiadają mi takie klimaty. Jednak na „Gorszych światach” Cezarego Michalskiego bardzo się zawiodłam. Czytałam ją dość spory czas temu, ale do tej pory pamiętam jak bardzo byłam rozczarowana.

Czytając odniosłam wrażenie, że autor ma na celu przekazanie jakiejś większej myśli, chciał żeby ta książka niosła ze sobą jakieś przesłanie. Jednak według mnie zupełnie mu się to nie udało. Przede wszystkim, według mnie nie ważne co na celu ma dana książka. Najważniejsze jest to, żeby czytało się ją z przyjemnością i zaciekawieniem. Tutaj zdecydowanie tego brakuje. Nie byłam nawet w stanie zrozumieć tego co na myśli miał autor, ponieważ starałam się zwyczajnie nie zasnąć nad książką. Zero porywającej akcji, która mogłaby zaciekawić czytelnika.

Lektura jest zdecydowanie męcząca. Branie nazw własnych od nazw firm produkujących jogurty lub słodycze (np. Danonia) jest dla mnie nie zrozumiałe i trochę śmieszne. Może miało to pomóc odbiorcy porównanie fabuły do świata rzeczywistego? No… w każdym razie… mi nie pomogło. Cezary Michalski chciał pokazać jak bardzo świat jest skorumpowany przez politykę, media itp. i co za tym idzie, że człowiek jest więźniem instytucji, które to właśnie jemu powinny służyć. Niestety przedstawione jest to w sposób tak bardzo przekoloryzowany i wyolbrzymiony, że staje się śmieszne, a w swojej śmieszności – nudne.


Pomysł na tą książkę wydaje mi się dobry i myślę, że z odpowiednim podejściem mogłaby z tego wyjść obiecująca pozycja literacka. Jednak tak się nie stało. Przyznam, że było kilka takich momentów, które zaczęły mnie przez dłuższą chwilę ciekawić i pociągać. I to właśnie dla tych momentów i tego potencjału w pomyśle na te opowiadanie daje ocenę 2, a nie 1.

Ta recenzja bierze udział w wyzwaniu - "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!"

niedziela, 14 lipca 2013

"Książka twarzy" - Marek Bieńczyk

Tytuł: Książka twarzy
Autor: Marek Bieńczyk
Wydawnictwo: Świat Książki
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2012
Liczba stron: 448
Moja ocena: 9/10

„Książkę twarzy” poleciła mi moja polonistka. Kobieta jest surowa i wymagająca,  nie daje swoim uczniom wytchnienia o czym przekonałam się na własnej skórze. Jednak polecane przez nią książki zawsze są trafione i zawsze okazuje się, że warto było jej posłuchać. I tak o to jakiś czas temu wypożyczyłam ten tytuł w bibliotece.

„Książka twarzy” to zbiór esejów pana Bieńczyka dotyczących… wszystkiego. W jednej książce autor opowiada nam o swoim dzieciństwie, ulubionych zabawach i miejscach gdzie grywał z przyjaciółmi w piłkę lub tenisa, ale również o klasykach literatury lub współczesnych artystach. Na okładce książki jest napisane „Poza siecią też można mieć swój profil”. Jest to według mnie bardzo trafne hasło. Chyba każdy z nas na „fejsie” udostępnia swoje ulubione pliki, ocenia różne rzeczy, wyraża siebie i pokazuje co myśli. Pan Bieńczyk robi to samo w swojej książce jednak w trochę bardziej przemyślany sposób. Każdy dotyczący czegoś innego rozdział wydaje się być nowym postem w którym dogłębnie analizowany jest konkretny problem.

Muszę przyznać, że wiele spostrzeżeń zawartych w tej książce bardzo do mnie trafiło. Czytałam tą książkę w trakcie wycieczki we Włoszech w której jednym z punktów było zwiedzanie Wenecji. Jest według mnie bardzo piękne miasto, jednak dzielnica św. Marka, która jest punktem turystycznym Wenecji i w której znajdują się miejsca przeznaczone do zwiedzania a turyści raczej nie zapuszczają się poza nią jest dla mnie przereklamowana. Dookoła jest ogrom ludzi biegających za tym, żeby tylko zrobić sobie zdjęcie z gondolą w tle. Wszystko dzieje się w ogromnym ruchu. Sama przyłapywałam się na tym, że zamiast podziwiać niektóre piękne miejsca przechodziłam koło nich pośpiesznie. Pizze zjadłam na stojąco, kawę wypiłam w ciągu dwóch minut. Dopiero kiedy weszłam w pozostałe dzielnice Wenecji poczułam tą magię. Tam nie było pośpiechu i gwaru. Wtedy dopiero stwierdziłam, że Wenecja pomimo wielu swoich wad jest naprawdę piękna i uwodzicielska. Kiedy byłam w drodze do hotelu w którym miałam spędzić najbliższą noc kolejny rozdział, który na mnie czekał był właśnie o Wenecji. Autor idealnie opisał to co spotkało mnie kilka godzin wcześniej. Zauważając, że nie jest to problem tylko tego włoskiego miasta, ale problem sięgający coraz więcej miejsc na świecie.

Takich fragmentów, które wywierały na mnie wrażenie jakby były wyciągnięte prosto z życia nie tylko mojego, ale myślę że większości z nas było wiele. Dlatego uważam, że książka ta jest czymś wartym przeczytania, żeby uświadomić sobie rzeczy które mają miejsce dookoła nas. Niestety były momenty podczas których lektura mnie nudziła. Może nie było ich zbyt wiele, ale jednak. A jako, że jestem czytelnikiem który bardzo zwraca uwagę na takie rzeczy i któremu bardzo przeszkadzają takie fragmenty jest to duży minus. Są to moje prywatne odczucia i równie dobrze coś co mnie nudziło dla was może być porywające, jednak jestem szczera i mówię jak jest. Bywało, że język wydawał się mi przesadzony. Rozumiem, że „Książka twarzy” jest pozycją dla wymagającego czytelnika za którego ja się uważam tylko w połowie, ale czasem gubiłam się w plątanie trudnych słów, określeń czy francuskich albo łacińskich cytatów, których w ogóle nie rozumiałam. Zdaję sobie sprawę, że to wynika z mojej niewiedzy i być może momentami ignorancji, ale myślę że nie każdy z nas ma obowiązek znać przytaczane sentencje czy aluzje. Pomimo tych kilku wad zdecydowanie polecam.

Ta recenzja bierze udział w wyzwaniu - "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!"

niedziela, 30 czerwca 2013

"Wampir z przypadku" - Ksenia Basztowa

Tytuł: Wampir z przypadku
Autor: Ksenia Basztowa
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce i rok wydania: Lublin 2009
Liczba stron: 289
Moja ocena: 9/10

Już wcześniej miałam ochotę napisać recenzję tej książki, ale jakoś mi schodziło na innych. No ale doczekała się. Czytałam ją dość dawno temu ale mam bardzo miłe wspomnienia, momentami chciało mi się płakać ze śmiechu. Nawet mój chłopak, który książek za bardzo czytać nie lubi po tym jak mu na siłę wcisnęłam w rękę stwierdził, że jest rewelacyjna i jeżeli będę miała takich więcej to on bardzo chętnie przeczyta. Dlatego też zdziwiła mnie niska ocena tego tytuły na różnych stronach internetowych.

Przyznaję, że „Wampir z przypadku” nie jest pozycją dla wymagającego czytelnika i jest raczej sposobem na „wyłączenie się” niż czymś „wzbogacającym”. Bardzo lubię te drugie, ale ludzie, bez przesady. Każdy od czasu do czasu potrzebuje chwili czasu na to żeby przełączyć się na niższe obroty, usiąść i się pośmiać. I właśnie taką chwilę gwarantuje nam pani Basztowa.

Bohaterami są dwaj rosyjscy studenci. I chyba te dwa ostatnie słowa wystarczą żeby zdefiniować Andrieja i Wowkę. Myślę, że wszyscy wiedzą o co chodzi. Ich rodzice wyjeżdżają więc panowie chętnie zabierają się za rozpracowywanie butelek o procentowej zawartości. Kiedy budzą się na wielkim kacu odkrywają swoje nowe wampirze atuty. Jeden z nich reaguje bardzo żywiołowo na widok swojego nowego uzębienia: „Klawo! Teraz będę mógł otwierać wino bez użycia korkociągu!” Pomimo pewnych atutów ich nowego wizerunku przyjaciele chcieliby wrócić do poprzedniego stanu rzeczy i robią co mogą w tym kierunku, co jednak nie jest rzeczą prostą.

Jak już wcześniej napisałam – nie rozumiem niskiej oceny tej książki. Jest to naprawdę świetna książka o wampirach, która w końcu nie jest romansem tylko prawdziwą komedią. Oprócz mnie i mojego chłopaka czytało ją kilka osób z grona moich znajomych i wszyscy bardzo ją chwalili. Z komentarzy na internecie dowiedziałam się, że inni czytelnicy bardzo narzekają na słabe dialogi i banalny sposób wypowiedzi bohaterów. Ale powiedzmy sobie szczerze. Kto z was spodziewa się inteligentnej i elokwentnej dyskusji ze strony dwóch stereotypowych rosyjskich studentów, którym jedyne znane oprocentowanie to to w butelce z akcyzą. Akcja może też nie jest jakaś porywająca, ale tak jak już napisałam : nie jest wymagająca pozycja literacka, tylko dobra książka na wyłączenie się i odstresowanie. Jeżeli ktoś nie lubi tego typu rzeczy, niech lepiej przejdzie obok niej nie zatrzymując się.

czwartek, 20 czerwca 2013

"Krwawe wino" - Erica Spindler

Autor: Erica Spindler
Tytuł: Krwawe wino
Wydawnictwo: G+J Książki
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2010
Liczba stron: 408
Moja ocena: 8/10

Nareszcie, ostatnio miałam tyle obowiązków na głowie, że myślałam, że nie doczekam się tego momentu. Na szczęście czuć już wakacje, a co za tym idzie czas na przeczytanie jakiejś dobrej książki. I właśnie takim idealnym tytułem nad którym można przysiąść w te upalne dni jest „Krwawe wino” Ericki Spindler. Przeczytałam ją już dosyć spory czas temu, autorkę poleciła mi znajoma zaczytana w jej twórczości.

Pani Spindler przenosi nas do Kalifornii – amerykańskiej krainy wina, gdzie dla mieszkańców ten napój bogów jest pasją i sposobem na życie. Co więc takiego dzieje się w tej niemal sielankowej okolicy? Otóż w jednej z winiarni znaleziono ciało noworodka. Tragedia jest łączona z porwaniem sprzed 25 lat, którego ofiarą był mały chłopiec. Jednym z policjantów zajmującym się tą sprawą jest detektyw Dan Reed. Policjant jest także połączony z inną sprawą, a mianowicie niejasną śmiercią pewnej kobiety, która tuż przed zgonem starała się skontaktować z Reedem. Jej córka – Alex Clarkson chcąc wyjaśnić okoliczności śmierci matki zaprzyjaźnia się z detektywem.

Myślę, że w tej książce każdy znajdzie coś dla siebie. Są trupy, jest krew, są psychopaci. Na każdym kroku pojawia się nowa zagadka do rozwiązania, przez co książka wciąga z każdą stroną coraz bardziej. Oprócz tego jak to przystało na thriller romantyczny (zdaję sobie sprawę, że nazwa nie brzmi zbyt zachęcająco, jednak to tylko pozory) jest całkiem porządny wątek miłosny. „Krwawe wino” czyta się bardzo szybko, kartki przewracane są z zawrotną prędkością by dojść do zaskakującego finału powieści.


Każdemu kto dysponuje teraz choć chwilą wolnego czasu polecam wyjść na taras, balkon, ławę w parku (w zależności kto czym dysponuje) i pozwolić porwać się książce pani Spindler. Ciekawy sposób na opisanie zarówno wątku kryminalnego jak i miłosnego składa się na naprawdę udaną kompozycję przy której można oderwać się na chwilę od świata. 

czwartek, 25 kwietnia 2013

"Ja : wszystkim, którzy urodzili się bez instrukcji życia" - Tadeusz Niwiński



Autor: Tadeusz Niwiński
Tytuł: Ja : wszystkim, którzy urodzili się bez instrukcji życia
Wydawnictwo: TeTa
Miejsce i rok wydania: Łódź 2002
Liczba stron: 240
Moja ocena:  10/10

Książka Tadeusza Niwińskiego poświęcona jest temu „Ja” człowieka, na które z reguły nie zwracamy uwagi i z którym nie potrafimy żyć w takich relacjach w jakich powinniśmy. Rodzimy się bez „instrukcji życia” przez co wiele z nas nie potrafi z niego korzystać w pełni i nie jest z niego zadowolonym albo chciałoby być bardziej. Tutaj możemy się dowiedzieć jak to zrobić.

W każdym z 12 rozdziałów znajdziemy różnego rodzaju porady i instrukcje jak radzić sobie w różnych sytuacjach które nas spotykają w życiu i jak przestawić się na pozytywne myślenie o sobie samym i wszystkim tym co nas otacza. Nie ma człowieka bez problemów, podobnie jak nie ma problemu którego nie da się rozwiązać – to mówi nam pan Niwiński. Podaje przykłady konkretnych ludzi którzy mieli trudności w swoim życiu spowodowane tylko i wyłącznie nieumiejętnością zachowania harmonii samemu ze sobą – jednym z tych ludzi jest on sam.

Podczas lektury „Ja” znajdziemy wiele przykładów błędnego myślenia, które pewnie sami popełniamy. Książka skłania do refleksji nad własnym życiem i tym jak je prowadzimy. Dopiero świadomość tego co robimy, wzięcie pełnej odpowiedzialności za swoje czyny, akceptacja i umiejętność znalezienia dobrych stron zapewni nam pełne szczęście i zadowolenie z naszej egzystencji. Zapamiętałam dość mocno jedną poradę. Nie chodzi o to żeby pytać się „Po co żyć?” tylko „Jak żyć?”

„Ja” uświadomiło mi jak wielki potencjał drzemie w każdym z nas. Żeby go wykorzystać wystarcz zacząć świadomie czerpać z życia garściami i przestać się bać. Wszystkie bariery tak naprawdę leżą tylko w naszej psychice. Nasze złe nastawienie do życia i przekonanie, że nie damy rady odnieść sukcesu nie ma żadnych realnych podstaw, jest to po prostu chwast głęboko zakorzeniony w naszym umyśle, który zasiało nam niedowartościowane społeczeństwo. Podczas czytania dowiemy się jak ten chwast wyrwać.

Książkę polecam każdemu bez wyjątku, bo porusza tematy ważne i aktualne zawsze i dla wszystkich. Zachęcam także do robienia notatek podczas lektury – mogą się one naprawdę przydać. Napisana prostym językiem przez co czyta się ja bardzo przyjemnie. Nie jest to podręcznik od jakiegoś ważnego profesora dla „reszty ludzi”, tylko po prostu porada od człowieka dla człowieka. W końcu tak jak pisze autor – nie ma ludzi lepszych i gorszych, wszyscy jesteśmy zdolni do tego samego i możemy osiągnąć tak wiele jak tylko zechcemy. Tylko właśnie. Musimy zechcieć.

Ta recenzja bierze udział w wyzwaniu - "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!"

środa, 17 kwietnia 2013

"Requiem dla mordercy" - Elizabeth Corley

Autor: Elizabeth Corley
Tytuł: Requiem dla mordercy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i S-ka
Miejsce i rok wydania: Kraków 2010
Liczba stron: 496
Moja ocena:  7/10

Kryminały to nie jest mój gatunek, nigdy mnie jakoś do nich nie ciągnęło. „Requiem..” dostałam od przyjaciółki na urodziny, więc do przeczytania zostałam prawie zmuszona. I muszę przyznać, że nie żałuje. Powieść napisana przez panią Corley jest interesująca i wciągająca. Książkę czyta się naprawdę przyjemnie i myślę, że naprawdę przypadnie do gustu miłośnikom tego gatunku.

Fabuła jest bardzo ciekawa. Morderstwa zaplanowane z pedantyczną wręcz dokładnością. Porwanie młodej kobiety z czym nie może się pogodzić jej kochający mąż. Morderstwo nauczycielki, które wstrząsa całą okolicą. Wszystkie wydarzenia w bardzo przemyślany sposób budują napięcie w książce. Bardzo ciekawy pomysł na zakończenie, którego oczywiście za bardzo opisać nie mogę.

Co do postaci. Kobiety zamieszane w całą sprawę wydają mi się strasznie stereotypowe i jakby jednolite. Jest to bardzo typowa matka, bardzo typowa nauczycielka, bardzo typowa kobieta nie do końca zadowolona ze swojego życia itd. Myślę, że gdyby dodać im trochę charakteru powieść mogłaby być jeszcze lepsza. Bardzo irytująca podczas lektury była dla mnie Octavia. Rozumiem, że celem nie było opisanie jej w dobry sposób jednak rzadko się zdarza, żeby jakakolwiek postać denerwowała mnie do tego stopnia, że obrzydza mi książkę. Jej zachowanie gwiazdy i bezkarność były trochę zbyt przerysowane przez miałam jej zdecydowanie dość.

Ta recenzja wydaje mi się strasznie krótka, ale nie wiem co bym mogła więcej napisać na temat tej książki. Na kolana mnie nie powaliła ale jak już zaznaczyłam wcześniej – nie żałuje. Dobra na wieczór z gorącą herbatką. Moja ocena może jest też zaniżona tym, że w kryminałach zbyt dużo „nie siedzę”.


Powracam pod długiej przerwie :)

środa, 13 marca 2013

"Bóg, kasa i rock'n'roll" - Szymon Hołownia, Marcin Prokop

Autor: Szymon Hołownia, Marcin Prokop
Tytuł: „Bóg, kasa i rock’n’roll””
Wydawnictwo: Znak
Miejsce i rok wydania: Kraków 2011
Liczba stron: 336
Moja ocena:  8/10

Panów Prokopa i Hołownie chyba wszyscy znamy z telewizji, a szczególnie z programu „Mam talent!”. Ich dowcip i miła postawa sprawia, że są dobrze postrzegani i lubiani przez społeczeństwo. To właśnie ta sympatia popchnęła mnie do sięgnięcia po ich wspólną książkę. Szymon Hołownia, głęboko wierzący dziennikarz i publicysta, autor m.in. „Monopolu na zbawienie” i „Bóg. Życie i twórczość” oraz Marcin Prokop, również dziennikarz, nie wierzący, znany m.in. z programu „Dzień Dobry z TVN”. Panowie poruszają ważne tematy, jak najbardziej aktualne, nie obce nikomu kto interesuje się choć trochę tym co teraz dzieje się na świecie. Przedstawiają swoje zupełnie odmienne poglądy na kościół i codzienne życie ludzi.

Ta książka nie jest  kłótnią dwóch filozofów, ale luźną rozmową kolegów po fachu w której możemy znaleźć fragmenty z Biblii, cytaty mądrych uczonych i członków znanych dziś wszystkim kapel rockowych. Czytając tą książkę możesz się zgodzić z którymś panem a możesz powiedzieć że: „to jest totalny stek bzdur”. Jednak myślę, że po lekturze każdy znajdzie jakieś słuszne dla siebie tezy i tematy do przemyśleń.

Czytając inne recenzje zauważyłam, że wiele osób narzeka, że to Szymon Hołownia w gruncie, rzeczy rozwija dyskusję w tej książce podczas gdy Marcin Prokop siedzi cichutko z boku i od czasu do czasu wtrąci coś od siebie. Nie zgadzam się z tym. W książce poruszane są głównie tematy wiary w której to pan Hołownia ma większe pole do popisu i więcej do powiedzenia, jednak jego rozmówca jak lew broni swoich racji popierając je konkretnymi argumentami. Kiedy jednak poruszony został temat pieniędzy i show-biznesu to Marcin Prokop przejął pałeczkę pokazując nam, że w tym temacie czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie.

Książka jest ciekawa i miło się ją czyta, chociaż zdarzały się też nudne momenty kiedy miałam ochotę przeskoczyć o jedną, dwie strony dalej.  Nie jest porywająca ani „elektryzująca” jak to opisuje wydawca, ale interesująca dla ludzi, których obchodzi to co się dzieje dziś w kościele, jak wyglądają jego relacje z wiernymi i jak się ma do tego wszystkiego dzisiejsza popkultura. Podczas lektury można się uśmiechnąć i zastanowić nad niektórymi sprawami. Stawiane są pytanie o prawdziwe sacrum człowieka w dzisiejszym świecie. Co jest teraz najważniejsze dla społeczeństwa? Religia, popkultura, a może pieniądze? Bez czego dziś nie możemy się obejść?

Polecam tą książkę każdemu kto jest zainteresowany poważnymi sprawami, ale w mniej poważny sposób. Jak już wcześniej powiedziałam nie jest debata naukowa, ale zwykła rozmowa o ważnych sprawach, przeprowadzona w bardzo ciekawy sposób.

Ta recenzja bierze udział w wyzwaniu - "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!"

piątek, 18 stycznia 2013

"Cień Wiatru" - Carlos Ruiz Zafon


Autor: Carlos Ruiz Zafon
Tytuł: Cień Wiatru
Tytuł oryginału: La Sombra del Viento
Wydawnictwo: MUZA S.A
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2005
Liczba stron: 520
Moja ocena:  10/10

Pewnego dnia szukając w bibliotece jakiejś ciekawej książki natrafiłam na „Cień Wiatru” Carlosa Ruiza Zafona. Wiele osób polecało mi tego autora twierdząc, że nie pożałuje ani jednej chwili spędzonej z jego tytułami. Zachęcona tymi rekomendacjami zabrałam się za czytanie, i muszę przyznać teraz racje moim znajomym – nie żałuje. „Cień Wiatru” pochłonął mnie w całości, nie umiałam się od niego oderwać. Ten jeden tom rewelacyjne zareklamował  mi twórczość tego katalońskiego pisarza i nie wyobrażam sobie teraz nie przeczytać jego pozostałych tytułów. Jest to powieść o książkach, o tym jak potrafią zagmatwać nasze życie i jak bardzo jedna z nich potrafi być dla nas ważna, uświadamia czym naprawdę jest tzw. „magia książek”.

Głównym bohaterem „Cienia Wiatru” jest Daniel Sempre. Poznajemy go na samym początku jako małego chłopca, idącego z ojcem to pewnego tajemniczego miejsca o nazwie „Cmentarz zakazanych książek”, gdzie Daniel wybiera sobie książkę, którą od dziś będzie musiał się opiekować i która niesamowicie wpłynie na jego życie.

Akcja powieści rozgrywa się w Barcelonie tuż po II Wojnie Światowej. Zafon opisał miasto w sposób bardzo ciekawy, tajemniczy i szczegółowy. Wiele miejsc, książek i postaci z tej książki istnieje lub istniało naprawdę co nadaje książce swoistej magii. Rozbudowana fabuła nie należy do przewidywalnych, autor nieraz zaskakuje niebanalnym rozwojem wypadków i wprowadzaniem co chwila nowych, barwnych postaci.

Czytając „Cień Wiatru” człowiek wchodzi w zupełnie inny świat i pogrąża się w nim aż do ostatniej strony. Niewątpliwym atutem książki jest to, że głównego bohatera poznajemy jako 10-letniego chłopca i w trakcie lektury towarzyszmy mu podczas dorastania, przeżywania miłości, kłótni z ojcem i podejmowania różnych ważnych decyzji. Przeżywamy razem z nim chwile radości i smutku, wzloty i upadki co sprawia, że Daniel staje się nam bardzo bliski.

Polecam tą książkę każdemu kto lubi oderwać się na chwilę i poczytać powieść o niezwykłych wydarzeniach, które spotkały zwykłych ludzi o tym jak jedna książka potrafi zmienić całe życie. I nie tylko ja ale wiele moich znajomych, którzy po przeczytaniu tego tytułu byli nią tak samo zachwyceni jak ja. Po zakończeniu chyba każdy chciałby zafundować sobie wycieczkę do Barcelony i odszukać tych kilka miejsc opisanych w książce i samemu poczuć się trochę jak jej bohater. Na zakończenie dodam tylko, że kontynuacja – „Gra Anioła” jest już na mojej półce i czeka na przeczytanie.

czwartek, 17 stycznia 2013

"Miasto Popiołów" - Cassandra Clare


Autor: Cassandra Clare
Tytuł: Miasto Popiołów
Tytuł oryginału: City of Ashes. The Mortal Instruments – Book Two
Wydawnictwo: MAG
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2009
Liczba stron: 445
Moja ocena:  9/10

„Miasto popiołów” to drugi tom trylogii Cassandry Clare opowiadającej o życiu nastoletniej Clary, które ostatnimi czasy stało się strasznie zagmatwane. Odkryła wiele tajemnic do których zwykli śmiertelnicy nie mają dostępu. Dowiedziała się, że istoty, które do tej pory znała tylko z książek fantasy i gier komputerowych takie jak wampiry, wilkołaki, czarodzieje istnieją naprawdę. Oprócz tego istnieją Nocni Łowcy, którzy pilnują porządku „w tym drugim świecie” i z którymi jest bardziej związana niż wydawało się jej na początku. W tym tomie zmierzyć się musi zmierzyć się z niezbyt sympatyczną inkwizytorką, nieprzyjaznymi stworzeniami nocy, demonami, swoim ojcem a także własnymi słabościami. Musi stawić czoła swoim lękom i uczuciom aby pomóc swoim najbliższym.

Książka leżała na mojej półce przez dość długi czas. Pomimo, że bardzo dobrze wspominałam pierwszą część – „Miasto Kości”, za drugi tom nie umiałam jakoś się zabrać. Wydawało mi się, że wyrosłam już z książek tego typu – fantastyka młodzieżowa. A jednak nie. Pochłonęłam ją w oka mgnieniu i czekam teraz na przypływ gotówki by sprezentować sobie trzecią część do kolekcji.

Pani Clare należy przyznać, że wykreowała grupę bohaterów w której każdy z nich jest ciekawy i intrygujący a razem tworzą idealną mieszankę różnych charakterów, która idealnie ze sobą współgra nadając fabule ten specyficzny smaczek. Mówiąc o postaciach nie mogę tu nie wspomnieć o moim faworycie, którym może i przewidywalnie jest Jace. I nie chodzi mi tutaj o jego wspaniałą blond grzywę i śliczną buźkę, która jest dokładnie opisana i którą możemy podziwiać na okładce „Miasta Kości” ale o jego specyficzny charakter. Nie zależnie jaką książkę czytam – jeżeli pojawia się w niej trochę chamski i wredny bohater z wyraźnym poczuciem humoru zaraz staje się moim ulubieńcem. I taki właśnie jest Jace. Często irytuje swoim byciem, mądrzeniem się, wielką dumą, ale to właśnie ten sposób bycia w połączeniu z zabawnym docinkami, które blondasek serwuje nam niezależnie w jakiej sytuacji się znajduje sprawiają, że ja sama zaraz odpuszczam mu jego winy. Jednak nie zapominajmy też o innych postaciach, które również są bardzo intrygujące podobnie jak relacje pomiędzy nimi, które interesowały mnie czasem bardziej niż sama fabuła.

No właśnie. Fabuła. I tutaj w gruncie rzeczy też nie mam na co sobie ponarzekać ponieważ spełnia ona tutaj wszystkie swoje zadania : wciąga, zaskakuje, wzbudza uczucia. Niektóre z wątków pobocznych były dla mnie tak ciekawe, że nie umiałam przestać o nich myśleć jeszcze na dość długi czas po zakończeniu książki. Nie wiem jak mogłabym opisać ją bardziej nie zdradzając wam szczegółów czego nie powinna robić żadna recenzja. Mogę tylko powiedzieć, że jest ona godna tych wspaniale wykreowanych postaci.

Co więc powinnam napisać w zakończeniu? Na pewno to, że nie jest to pozycja dla osób, które kochają fantastykę tylko w formie takiej jak u Sapkowskiego, Tolkiena czy większości książek mojego ukochanego wydawnictwa „Fabryka Słów”. Jednak polecam ją każdemu kto lubi książki mieszające w sobie fantastykę, romans i mają charakter książek dla młodzieży czyli jak ja to nazywam : fantastyka dla młodzieży.

Ocena 9/10 ponieważ mimo, że książka jest arcydziełem wśród tego tupu książek czuje jakiś lekki niedosyt. Nie umiem jednak stwierdzić dlaczego.